sobota, 25 października 2014

Rozdział 5 ~ Atheris ~

 Chłód panujący w ciemnym zamku przyprawiał o dreszcz, na ścianach pokrytych czarną farbą  zawieszone były trzy pochodnie. Drzwi prowadzące do sali tronowej zrobione były ze starego dębu, pod jedną ze ścian był ustawiony stolik na którym znajdowały się różne flaszki i słoiki. W niektórych były uwięzione dusze lub magiczne mikstury, małe ludziki zesłane na wieczne męczarnie pod mikroskopem i części ciała odcięte biednym, niewinnym stworzeniom. Na środku stał wielki, zniszczony przez robaki i lata tron, wyłożony skórami dzików, saren oraz innych żyjących w lasach zwierząt. Kamienna i zimna podłoga gdzieniegdzie była pokryta krwią. Najwięcej było jej obok pozłacanej trumny, na której wieku był znak symbolizujący nieśmiertelność. Łysy, odziany w ciemną togę pan kaszlał co chwila, oczy miał zakrwawione a w ręce trzymał zardzewiały sztylet. Nagle do komnaty wszedł Szakal, ukłonił się nisko i rzekł cicho :
- Panie Całego Świata... Królu Ciemności... Udało nam się uprowadzić 29 pegazów...
- 29 pegazów... Całkiem ładnie... Szkoda tylko, że ja prosiłem o 30 pegazów!!! - krzyknął Czarny
Pan - Taki prosty rozkaz dałem, ale wy i tak nic nie umiecie dobrze zrobić...
- Ależ, Panie...
- Nie ! Tym razem nie będę... - kaszel odebrał mu mowę. Sługa ruszył mu na ratunek, ale ten odepchnął go z taką siłą, że Szakal uderzył o ścianę i na chwilę stracił oddech. Król trzymał się przerażony za pierś, próbując wciągnąć powietrze. Kiedy to mu się udało, wyprostował się i z wyższością popatrzy na Szakala.
- Jak widzisz moje ciało nie odrodziło się całkowicie, więc problemy z oddychaniem i odpadającymi kończynami utrudniają mi funkcjonowanie - zaczął powoli, ale pewny siebie - więc mam jedno żądanie...
- Jakie ? Jakie ? Zrobię wszystko co każesz !
- Rób to co ci rozkazuję, a jak nie to powieszę cię na dziedzińcu, by każdy wiedział jak kończą ci co ze mną zadzierają ! - ostatnie słowa przeszyły odbiorce niczym strzała z najostrzejszym grotem na świecie - teraz odejdź i nie zawracaj mi głowy - oficer posłusznie i z ulgą na twarzy, że skończyło się tylko na groźbach, opuścił komnatę i pomaszerował w stronę jadalni.
  Tymczasem Czarny Pan przechadzał się po komnacie. Podszedł do stolika z fiolkami i popatrzył na małego i wystraszonego krasnala, który skulony siedział w jednym ze słoików. Słońce było wysoko na niebie i chociaż na polu ptaki śpiewały piękne pieśni, mężczyzna klął by wreszcie  nadeszła noc i mógł spokojnie wyjść do lasu. Myślał jak by to było pięknie, gdyby wszystkie nimfy, ryby, Krapie oraz inne zwierzęta zaczęły się dusić, a ich skóra palić. Aż tu nagle ktoś zapukał do drzwi. Puk, Puk. Władca zignorował to i znów porzucił się rozmyślaniom. Puk, Puk.
- Kto do stu smoków ! Kto śmie zakłócać mój spokój ?!
Do komnaty wpełzł ogromny, zielony wąż pokryty łuskami przypominającymi kolce. Jego dwumetrowe ciało wiło się w stronę Czarnego Pana.
- Atheris! Najdroższy druhu, co robisz w moich skromnych progach ?
- Ssssss.... - zasyczał wąż - przybyłem zobaczyć twoje królestwo i przy okazji odebrać zapłatę.
- Jaką znowu zapłatę ?
- Nie udawaj głupca, stary przyjacielu, mówię o klejnocie odrodzenia ssss...
Mężczyzna popatrzył niechętnie na przybysza, po czym podszedł do zdobionej trumny i otworzył ją.
Nagle w powietrzu uniósł się zapach zgnilizny przyprawiający o zawroty głowy. Władca przetrząsnął
leżące w niej kości, po czym wyciągnął jedną z nich i podał wężowi. Kiedy kość opuściła swoje miejsce poczuł straszliwy ból, złapał się za klatkę piersiową, gdyż miał wrażenie, że jego czarne serce zaraz wyskoczy i uda się na spacer do lasu.
- Pro-o-oszę oto  m-m-moja kośść .
- Sssss... - wąż cieszył się sprawionym bólem - żegnam cię, dostałem co chciałem - po tych słowach chwycił podany mu przedmiot i bezszelestnie ruszył w stronę drzwi.
- Stój! Zginę przecież bez mojej kości żebrowej! - Czarny Pan wił się z bólu i w błagalnym geście wyciągnął rękę w stronę węża, ten jednak zaśmiał się tylko sucho.
- Klejnot odrodzenia zapewni ci życie wieczne - uspokoił go wąż - no chyba, że ktoś go zniszczy ssss...
Kiedy Atheris wypełzł z komnaty król opadł bezradnie na tron i zapadł kamiennym snem.
 Spał kilka godzin, obudził go jednak blask księżyca. Kiedy otworzył oczy i zobaczył panującą dookoła ciemność uśmiechnął się do siebie, dotknął swojej łysej dotąd głowy i wyczuł dwie małe wypukłości przypominające rogi. Pierwszy raz w swoim strasznym życiu poczuł takie szczęście. Po chwili chwycił sztylet leżący na stoliku i ruszył w stronę drzwi.
- Czas się zabawić - mówiąc to wyszedł z komnaty niczym cień wtapiając się w tło, po czym zniknął na oczach pewnej sowy która pohukiwała na gałęzi starego buku.





   

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 4 ~ Wspaniałe uzdrowienie i rozpoczęcie misji ~

 Od sześciu dni Sati nie wychodziła ze  swojego małego i przytulnego domku, który można opisać w jednym zdaniu:
Na przeciwko dużych dębowych drzwi było  okno, a pod nim łóżko,  po prawej stał mały stół z krzesłem do kompletu, a po lewej ogromny oraz stary kominek. Dziewczyna leżała w łóżku, jej ręka była owinięta w bandaże z lnu. Skóra spaliła się kiedy odprawiała rytuał uwolnienia duszy nimfy. Demeter przychodziła co jakiś czas i smarowała jej dłoń różnymi maściami z ziół oraz wymawiała zaklęcia odrodzenia.
- Ile będę musiała jeszcze tutaj leżeć ? - spytała dziewczyna
- Co najmniej tydzień, rana jest mocno skażona.
- Muszę ruszać w podróż!
- Nigdzie się  stąd nie ruszysz, proroctwo może zaczekać, a ze spaloną ręką Czarny Pan złapie cię jak pająk w swoją pajęczynę - ucięła niewzruszona matka. Sati zaczęła się wiercić próbując wstać, jednak każdy ruch ręką sprawiał straszny ból. Na ustach dziewczyny pojawił się grymas , więc ta zrezygnowała z dalszych prób. Kiedy bogini wyszła leżała jeszcze długo nieruchoma i wpatrzona w sufit. Rozmyślała nad tym co mówiła Edende i o tym co się wydarzyło w ostatnich dniach, zastanawiała się co Szakale chcą zrobić z pegazami oraz nad tym czego ma się spodziewać w królestwie ojca, kto ją zdradzi ? Z tego rozmyślania obudziło ją puknie w okno, kiedy spojrzała w tamtą stronę zobaczyła małego ptaszka.
- Strid ! - krzyknęła uradowana
,, Hejka! Wpuścisz mnie ? " Łowczyni nie trzeba było powtarzać dwa razy, szybkim ruchem zapominając o bólu otworzyła okno, a Strid ( jak go nazwano ) wleciał do pokoju i usiadł na pościeli pod którą leżała Sati. Zaciekawiony patrzył na rękę.
,, Co to jest? " - spytał wskazując na bandaż.
- Moja spalona i obolała ręka.
Ptaszek popatrzył na wskazany przed chwilą przedmiot i szybko wyleciał przez okno.
- No i zostałam sama. Znowu....
Jednak już po chwili za oknem zatrzepotały skrzydła i niebiesko - żółty przyjaciel wrócił z Lilią Złotoplicką.
- Gdzieś ty to znalazł !?
,, Mam swoje sposoby " odrzekł dumny z siebie ptak. Sati rozwinęła swoją rękę z bandażu i przeraziła się, ręka wyglądała jak zgniła, dziurki oraz niebiesko - zielone plamy oznaczały, że sprawa jest poważniejsza niż jej się wydawało ale trzeba było zachować zimną krew, wyciągnęła magiczny pyłek z złotego kwiatka i zaczęła obsypywać nim rany. Poczuła szczypanie, jak by stado czerwonych mrówek zaczęło kąsać w jednym miejscu, zacisnęła zęby i zamknęła oczy na szczęście już po chwili ból ustąpił. Kiedy popatrzyła na rękę była zagojona i w dawnej kondycji. Kilka razy poruszyła nią wzięła bandaż i ruszyła w stronę drzwi, mały urwis poleciał za nią i usiadłszy jej na ramieniu rzekł:
,, A ty gdzie się wybierasz ?  "
- Idę zwołać naradę łowczyń oraz przygotować najszybsze konie w wiosce, gdyż przeznaczenie czekało już wystarczająco długo.

                                                                         ...
 Zebranie odbyło się wieczorem w lesie. Dziewczyny zebrały się w tajnej jaskini o której nikt nie miał pojęcia. Na środku było szesnaście krzeseł i jeden duży stół, podłoga tak samo jak ściany i sufit była kamienna, po prawej stronie od wejścia stała ogromna szafa z książkami, a po lewej leżało pełno siana służącego jako łóżka. Uboga ale bardzo praktyczna baza łowczyń, często służyła jako schronienie przed zimnem, kiedy polowały na zwierzynę i nagle rozpętała się wichura.
- Zwołałam to zebranie gdyż uważam, że powinnam się z wami podzielić pewną informacją - zaczęła dowódczyni. - Kiedy składaliśmy Edende róg powiedziała co mnie czeka, długo się zastanawiałam i uznałam, że powinnyście wiedzieć - tu zrobiła pauzę.
Wszystkie oczy były skierowane na nią, nikt nie śmiał się odezwać, cisza która zapadła w jaskini przyprawiała o dreszcze.

 Słychać było jak na polu wieje wiatr a sosny uginają się pod jego siłą, skrzypiały jak by błagały o litość. Wszystkie zwierzęta ukryły się w swoich norach a ostatnie promienie słońca znikły za horyzontem, pogrążając wszystko w ciemnościach. Pierwsze krople spadły na ziemię niczym łzy małej dziewczynki, po czym wielka tafla wody jak by ktoś opróżnił wiadro spadła na świat ograniczając pole widzenia do czubka własnego nosa.

- Cytuję słowa - zaczęła powoli - ,, Idź na wschód ku morzu wielkiego, pod wodą znajdziesz królestwo ojca swego, tam zdrady doznasz kogoś kto druhem cię zwie i na złą drogę naprowadzi cię, znajdziesz pół boga zbuntowanego który zechce obalić Wielkiego " 
 Wszyscy trwali w zadumie nie wiedząc co to morze znaczyć.
- Powiedziałam wam to w największej tajemnicy, chcę żebyśmy się nad tym zastanowiły.
- ,,Idź na wschód ku morzu wielkiego" to pewnie znaczy, że pierwsze kroki powinny być skierowane na wschód w kierunku morza - powiedziała Klaris
- ,, pod wodą znajdziesz królestwo ojca swego " jest raczej jednoznaczne gdyż twoim ojcem jest Posejdon - odezwała się inna.
- Na razie było łatwo, ale niepokoją mnie te słowa ,, tam zdrady doznasz kogoś kto druhem cię zwie, i na złą drogę naprowadzi cię "gdyż każda z was jest jak moja siostra, a ostatnie słowa oznaczają... -
Nagle wielka błyskawica uderzyła nie opodal jaskini, słychać było dźwięk łamiącego się drewna i przeraźliwy gruchot starej sosny która została rażona śmiertelnym szczałem i z hukiem runęła na ziemię.

 Kiedy zaczęło się przejaśniać łowczynie rozeszły się, każda w swoją stronę. Postanowił, że wędrówkę rozpoczną za sześć dni. Za sześć dni miały opuścić wioskę po kryjomu, nikt nie mógł się dowiedzieć o ich wyprawie. Musiały przygotować konie prowiant oraz broń, jednakże było ograniczenie ładunku by nic nie podejrzewali podróżujący kupcy. Sati wybrała drogi które głównie prowadzą przez zarośla, co oznaczało, że podróż zajmie więcej czasu. 

,,Grunt to bezpieczeństwo misji oraz moich sióstr "- pocieszała się.