Chłód panujący w ciemnym zamku przyprawiał o dreszcz, na ścianach pokrytych czarną farbą zawieszone były trzy pochodnie. Drzwi prowadzące do sali tronowej zrobione były ze starego dębu, pod jedną ze ścian był ustawiony stolik na którym znajdowały się różne flaszki i słoiki. W niektórych były uwięzione dusze lub magiczne mikstury, małe ludziki zesłane na wieczne męczarnie pod mikroskopem i części ciała odcięte biednym, niewinnym stworzeniom. Na środku stał wielki, zniszczony przez robaki i lata tron, wyłożony skórami dzików, saren oraz innych żyjących w lasach zwierząt. Kamienna i zimna podłoga gdzieniegdzie była pokryta krwią. Najwięcej było jej obok pozłacanej trumny, na której wieku był znak symbolizujący nieśmiertelność. Łysy, odziany w ciemną togę pan kaszlał co chwila, oczy miał zakrwawione a w ręce trzymał zardzewiały sztylet. Nagle do komnaty wszedł Szakal, ukłonił się nisko i rzekł cicho :
- Panie Całego Świata... Królu Ciemności... Udało nam się uprowadzić 29 pegazów...
- 29 pegazów... Całkiem ładnie... Szkoda tylko, że ja prosiłem o 30 pegazów!!! - krzyknął Czarny
Pan - Taki prosty rozkaz dałem, ale wy i tak nic nie umiecie dobrze zrobić...
- Ależ, Panie...
- Nie ! Tym razem nie będę... - kaszel odebrał mu mowę. Sługa ruszył mu na ratunek, ale ten odepchnął go z taką siłą, że Szakal uderzył o ścianę i na chwilę stracił oddech. Król trzymał się przerażony za pierś, próbując wciągnąć powietrze. Kiedy to mu się udało, wyprostował się i z wyższością popatrzy na Szakala.
- Jak widzisz moje ciało nie odrodziło się całkowicie, więc problemy z oddychaniem i odpadającymi kończynami utrudniają mi funkcjonowanie - zaczął powoli, ale pewny siebie - więc mam jedno żądanie...
- Jakie ? Jakie ? Zrobię wszystko co każesz !
- Rób to co ci rozkazuję, a jak nie to powieszę cię na dziedzińcu, by każdy wiedział jak kończą ci co ze mną zadzierają ! - ostatnie słowa przeszyły odbiorce niczym strzała z najostrzejszym grotem na świecie - teraz odejdź i nie zawracaj mi głowy - oficer posłusznie i z ulgą na twarzy, że skończyło się tylko na groźbach, opuścił komnatę i pomaszerował w stronę jadalni.
Tymczasem Czarny Pan przechadzał się po komnacie. Podszedł do stolika z fiolkami i popatrzył na małego i wystraszonego krasnala, który skulony siedział w jednym ze słoików. Słońce było wysoko na niebie i chociaż na polu ptaki śpiewały piękne pieśni, mężczyzna klął by wreszcie nadeszła noc i mógł spokojnie wyjść do lasu. Myślał jak by to było pięknie, gdyby wszystkie nimfy, ryby, Krapie oraz inne zwierzęta zaczęły się dusić, a ich skóra palić. Aż tu nagle ktoś zapukał do drzwi. Puk, Puk. Władca zignorował to i znów porzucił się rozmyślaniom. Puk, Puk.
- Kto do stu smoków ! Kto śmie zakłócać mój spokój ?!
Do komnaty wpełzł ogromny, zielony wąż pokryty łuskami przypominającymi kolce. Jego dwumetrowe ciało wiło się w stronę Czarnego Pana.
- Atheris! Najdroższy druhu, co robisz w moich skromnych progach ?
- Ssssss.... - zasyczał wąż - przybyłem zobaczyć twoje królestwo i przy okazji odebrać zapłatę.
- Jaką znowu zapłatę ?
- Nie udawaj głupca, stary przyjacielu, mówię o klejnocie odrodzenia ssss...
Mężczyzna popatrzył niechętnie na przybysza, po czym podszedł do zdobionej trumny i otworzył ją.
Nagle w powietrzu uniósł się zapach zgnilizny przyprawiający o zawroty głowy. Władca przetrząsnął
leżące w niej kości, po czym wyciągnął jedną z nich i podał wężowi. Kiedy kość opuściła swoje miejsce poczuł straszliwy ból, złapał się za klatkę piersiową, gdyż miał wrażenie, że jego czarne serce zaraz wyskoczy i uda się na spacer do lasu.
- Pro-o-oszę oto m-m-moja kośść .
- Sssss... - wąż cieszył się sprawionym bólem - żegnam cię, dostałem co chciałem - po tych słowach chwycił podany mu przedmiot i bezszelestnie ruszył w stronę drzwi.
- Stój! Zginę przecież bez mojej kości żebrowej! - Czarny Pan wił się z bólu i w błagalnym geście wyciągnął rękę w stronę węża, ten jednak zaśmiał się tylko sucho.
- Klejnot odrodzenia zapewni ci życie wieczne - uspokoił go wąż - no chyba, że ktoś go zniszczy ssss...
Kiedy Atheris wypełzł z komnaty król opadł bezradnie na tron i zapadł kamiennym snem.
Spał kilka godzin, obudził go jednak blask księżyca. Kiedy otworzył oczy i zobaczył panującą dookoła ciemność uśmiechnął się do siebie, dotknął swojej łysej dotąd głowy i wyczuł dwie małe wypukłości przypominające rogi. Pierwszy raz w swoim strasznym życiu poczuł takie szczęście. Po chwili chwycił sztylet leżący na stoliku i ruszył w stronę drzwi.
- Czas się zabawić - mówiąc to wyszedł z komnaty niczym cień wtapiając się w tło, po czym zniknął na oczach pewnej sowy która pohukiwała na gałęzi starego buku.
Ejj! Co to ma być? Czemu taki krótki rozdział? ;O Liczyłam na dłuższy, a co do treści. Hmm.. pisz dłuższe opisy, będzie ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńhttp://vampireandmillionaire.blogspot.com/