środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 6 ~ Niezapowiedziane spotkanie ~

Klaris szła przez ciemny las, mgła niczym biała płachta przykryła podłoże, wielkie buki nachylały się w stronę ścieżki by zobaczyć kto nią podąża, po czym z powrotem wracały do swojej dawnej pozycji. Słychać było granie świerszczy, które jak co noc organizowały leśne koncerty. Dziewczyna szła pewnie przed siebie, czuła jednak czyjeś spojrzenie, które śledziło każdy jej ruch. To coś ukrywało się w krzakach czekając na odpowiedni moment. Zatrzymała się nagle i naciągnęła cięciwę  łuku.
- Czego ode mnie chcesz ? - spytała.
- Nie tak nerwowo córeczko - z zarośli wypełzł długi na trzy metry wąż, po chwili jednak nie przypominał już węża, bardziej wężowego człowieka. Był wzrostu przeciętnego mężczyzny, zielone łuski pokrywały prawie całe ciało, gdzieniegdzie tylko widniała skóra, żółte wężowe oczy uśmiechały się łobuzersko, a żmijowaty język ciągle się ruszał. Wyciągną ręce by przytulić córkę, ta jednak odskoczyła do tyłu, celując łukiem w serce Kaliptrota, który się roześmiał.
- Nie zbliżaj się do mnie gadzie ! - syknęła
- Och Klaris... Co się stało córuniu ? Nie pamiętasz jak bawiliśmy się za młodu ?
- Chciałeś mnie utopić potworze !
- Ojejku, przecież to był wypadek cór...
- Matkę zabiłeś to teraz po mnie wróciłeś, co ?!
- Jak śmiesz tak do mnie mówić ! Jestem twoim ojcem ! - zagrzmiał tak przeraźliwie, że łowczynia się zlękła. Zaczął rosnąć w oczach i po chwili był pięć razy większy od dziewczyny, ta przerażona upadła na ściółkę, w jej oczach pojawiły się łzy.

                                                       ...

Z powrotem wróciło wspomnienie z przeszłości jak w wieku pięciu lat bawiła się na polu w chowanego ze swoim przyjacielem Kelvisem. Kelvis był wężem z niesamowicie błękitnymi oczami.  Właśnie skryła się za beczkami z kapustą, gdy usłyszała przeraźliwy krzyk matki i brzdęk upadających naczyń, wyjrzała prze okno które mieściło się nad jej głową i zobaczyła przerażającą scenę. Ojciec atakował Albre z niesamowitą prędkością, odskakiwał kiedy ta próbowała dźgnąć go nożem, co chwila jago zęby zatapiały się w jej skórze wstrzykując kolejne dawki jadu. Matka wyła z bólu. Kaliptrot miał właśnie wymierzyć kolejny cios kiedy stało się coś niesamowitego. Z serca ofiary zaczęły wyrastać cienkie, zielone łodyżki bluszczu. Wiły się we wszystkie strony oplatając kobietę, która skrzyżowała ręce na piersiach i z miną pozbawionej emocji przyjmowała kolejne ciosy. Klaris chciała wybiec, pomóc matce, ale nie mogła się ruszyć, nogi odmawiały jej posłuszeństwa, chciała krzyczeć, wołać, lecz nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, była skazana na milczenie. Łzy lały się z jej oczu strumieniami, serce zostało pocięte na milion kawałków, marzyła o tym by się obudzić, o tym by to był tylko sen. Uszczypnęła się raz, drugi - nic. Nadal stała w tym samym miejscu. Czego mama chce dokonać myślała rozpaczliwie. Aż nagle turbowana kobieta poruszyła się, jej ciało okryło białe światło wyglądające jak płachta, uniosła się do góry i otworzyła oczy. Kaliptrot cofnął się kilka kroków, na jego twarzy była wymalowana niepewność, światło ogarnęło pokój i niczym macki sięgały w jego stronę, wiło się oplatając nogi. Nagle odezwała się głosem pozbawionym uczuć, głosem śmierci.

Choć są to moje ostatnie słowa, choć zależy od tego moje życie, nie powiem ci gdzie znajduje się Ahas .
Nigdy się nie dowiesz. A za zadany ból odpowiesz przed sądem, który czeka nas wszystkich .

 Światło stało się jeszcze jaśniejsze, poczuła nagły przymus zapadnięcia w błogi sen.
 Powoli odlatywała w krainę snów, słyszała czyjś głos, szeptał jej by zasnęła,że jest bezpieczna, a że miała dopiero pięć lat usłuchała go. Leciała między drzewami, lekka jak piórko, beztroska, ptaki śpiewały jej, a gęsta  mgła niczym biały puch służyła jej za posłanie. Nagle coś przerwało panującą dookoła ciszę. To był krzyk, jej krzyk. Szybko otworzyła oczy i zobaczyła Kelvis który patrzył na nią łakomymi błękitnym oczami. Na prawym nadgarstku widniały dwie dziurki, z których sączyła się krew. Były to ślady po ukąszeniu. Szybko się cofnęła patrząc z przerażeniem na przyjaciela. Bała się.
Zaczęła szukać jakieś broni, noża, kamienia, czegokolwiek do obrony. Wąż wił się w jej stronę, a z jego kłów skapywał jad. Klaris nie miała szans, nie mogła nigdzie uciec, oparła się plecami o zimną ścianę i zamknęła oczy, czekała na śmierć. Niespodziewanie usłyszała stukot końskich kopyt i jakieś groźby, syk Kelvisa oraz strzałę przecinającą powietrze. Nastała cisza, dziewczyna powoli otworzyła oczy i zobaczyła ją. Na czarnym pegazie z łukiem w ręce. Na oko miał pięć lat, łobuzerski uśmiech i błysk w oku zachęciły Klaris do podejścia. Ta chwyciła ją za rękę i pomogła wsiąść na pegaza po czym ruszyła galopem w stronę lasu. Kiedy galopowały przyjrzała się swojemu wybawcy. Długie, czarne jak noc włosy sięgające do pasa, oczy w tym samym kolorze oraz mały nos. Wyprostowana, z gracją prowadziła konia. Co chwila nasłuchiwała i kiedy odwróciła się do Klaris ta zobaczyła coś czego wcześniej nie zauważyła - znamię w kształcie łuku na prawym policzku. Łowczynia uśmiechnęła się do niej, a Klaris uznała, że jest bardzo ładna i dorosła jak na swój wiek.

                                                    ...
 Powoli otworzyła oczy, leżała nadal na ściółce. Oczy miała podpuchnięte, a policzki mokre od łez, całe ciało strasznie ją bolało. W tedy zobaczyła Kaliptrota. Siedział na pniu ściętego drzewa dwa metry od niej, wpatrywał się w nią w skupieniu. Łowczynia powoli wstała i otrzepała brudne ubranie, nadal kręciło jej się w głowie, ale starała się utrzymać równowagę. Kiedy Sakree wstał cofnęła się odruchowo, rękę trzymała na udzie w którym był ukryty nóż, zamierzała go użyć gdyby nastała taka potrzeba. Ojciec jednak nie podszedł, z troską  na twarzy usiadł na swoim miejscu.
- Przepraszam cię - powiedział- nie chciałem tego zrobić...
- Czego ? Nie chciałeś zabić matki i teraz mnie ? A może jeszcze powiesz, że to wszystko robiłeś z miłości ?! - Sakree spojrzał na nią ostro, a łowczynia żałowała, że nie ugryzła się w język.
- Nie chciałem cię zabić ! Poniosło mnie ! Przepraszam...ja... ja nie chciałem ci tego przypominać ! To jest silniejsze ode mnie - rozłożył bezradnie ręce wbił spojrzenie w ściółkę. Klaris stała pogrążona w myślach, nagle coś sobie przypomniała.
- Po co mnie śledziłeś ?- Człowiek wąż podniósł głowę i szeroko się do niej uśmiechną pokazując swoje ostre żmijowate zęby. Żółte oczy wpatrywały się w nią łakomie, szybko jednak się opamiętał.
Dziewczyna była coraz bardziej zdenerwowana, wiedziała, że Kaliptrot robi to specjalnie, nie dała jednak tego po sobie poznać. Zachowała zimną krew i z uporem wpatrywała się w rozmówcę.
- Chcę żebyś wyszła za mąż i wróciła do rodziny.

                                         

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Wyniki Konkursu

Witam was ! Na początku bardzo chcę przeprosić za moją nieobecność, miałam dużo sprawdzianów itp.   Postanowiłam też, że rozdziały będą dłuższe jak w prawdziwych książkach, przez to jednak nie będą się ukazywały tak często jak się ukazywały. Dobrze, teraz możemy zająć się wynikami. Dostałam mnóstwo prac i każda była piękna, wybór był bardzo trudny, jednak zwycięzca może być tylko jeden :). A jest nim...

                                            joshephine

,,Postanowiłam narysować twarz głównej bohaterki.Przez słaby odbiornik skanera nie wyszło idealnie, ale ważne że jest, prawda?"- joshepine



Wielkie brawa, portret jest przepiękny ! 

sobota, 25 października 2014

Rozdział 5 ~ Atheris ~

 Chłód panujący w ciemnym zamku przyprawiał o dreszcz, na ścianach pokrytych czarną farbą  zawieszone były trzy pochodnie. Drzwi prowadzące do sali tronowej zrobione były ze starego dębu, pod jedną ze ścian był ustawiony stolik na którym znajdowały się różne flaszki i słoiki. W niektórych były uwięzione dusze lub magiczne mikstury, małe ludziki zesłane na wieczne męczarnie pod mikroskopem i części ciała odcięte biednym, niewinnym stworzeniom. Na środku stał wielki, zniszczony przez robaki i lata tron, wyłożony skórami dzików, saren oraz innych żyjących w lasach zwierząt. Kamienna i zimna podłoga gdzieniegdzie była pokryta krwią. Najwięcej było jej obok pozłacanej trumny, na której wieku był znak symbolizujący nieśmiertelność. Łysy, odziany w ciemną togę pan kaszlał co chwila, oczy miał zakrwawione a w ręce trzymał zardzewiały sztylet. Nagle do komnaty wszedł Szakal, ukłonił się nisko i rzekł cicho :
- Panie Całego Świata... Królu Ciemności... Udało nam się uprowadzić 29 pegazów...
- 29 pegazów... Całkiem ładnie... Szkoda tylko, że ja prosiłem o 30 pegazów!!! - krzyknął Czarny
Pan - Taki prosty rozkaz dałem, ale wy i tak nic nie umiecie dobrze zrobić...
- Ależ, Panie...
- Nie ! Tym razem nie będę... - kaszel odebrał mu mowę. Sługa ruszył mu na ratunek, ale ten odepchnął go z taką siłą, że Szakal uderzył o ścianę i na chwilę stracił oddech. Król trzymał się przerażony za pierś, próbując wciągnąć powietrze. Kiedy to mu się udało, wyprostował się i z wyższością popatrzy na Szakala.
- Jak widzisz moje ciało nie odrodziło się całkowicie, więc problemy z oddychaniem i odpadającymi kończynami utrudniają mi funkcjonowanie - zaczął powoli, ale pewny siebie - więc mam jedno żądanie...
- Jakie ? Jakie ? Zrobię wszystko co każesz !
- Rób to co ci rozkazuję, a jak nie to powieszę cię na dziedzińcu, by każdy wiedział jak kończą ci co ze mną zadzierają ! - ostatnie słowa przeszyły odbiorce niczym strzała z najostrzejszym grotem na świecie - teraz odejdź i nie zawracaj mi głowy - oficer posłusznie i z ulgą na twarzy, że skończyło się tylko na groźbach, opuścił komnatę i pomaszerował w stronę jadalni.
  Tymczasem Czarny Pan przechadzał się po komnacie. Podszedł do stolika z fiolkami i popatrzył na małego i wystraszonego krasnala, który skulony siedział w jednym ze słoików. Słońce było wysoko na niebie i chociaż na polu ptaki śpiewały piękne pieśni, mężczyzna klął by wreszcie  nadeszła noc i mógł spokojnie wyjść do lasu. Myślał jak by to było pięknie, gdyby wszystkie nimfy, ryby, Krapie oraz inne zwierzęta zaczęły się dusić, a ich skóra palić. Aż tu nagle ktoś zapukał do drzwi. Puk, Puk. Władca zignorował to i znów porzucił się rozmyślaniom. Puk, Puk.
- Kto do stu smoków ! Kto śmie zakłócać mój spokój ?!
Do komnaty wpełzł ogromny, zielony wąż pokryty łuskami przypominającymi kolce. Jego dwumetrowe ciało wiło się w stronę Czarnego Pana.
- Atheris! Najdroższy druhu, co robisz w moich skromnych progach ?
- Ssssss.... - zasyczał wąż - przybyłem zobaczyć twoje królestwo i przy okazji odebrać zapłatę.
- Jaką znowu zapłatę ?
- Nie udawaj głupca, stary przyjacielu, mówię o klejnocie odrodzenia ssss...
Mężczyzna popatrzył niechętnie na przybysza, po czym podszedł do zdobionej trumny i otworzył ją.
Nagle w powietrzu uniósł się zapach zgnilizny przyprawiający o zawroty głowy. Władca przetrząsnął
leżące w niej kości, po czym wyciągnął jedną z nich i podał wężowi. Kiedy kość opuściła swoje miejsce poczuł straszliwy ból, złapał się za klatkę piersiową, gdyż miał wrażenie, że jego czarne serce zaraz wyskoczy i uda się na spacer do lasu.
- Pro-o-oszę oto  m-m-moja kośść .
- Sssss... - wąż cieszył się sprawionym bólem - żegnam cię, dostałem co chciałem - po tych słowach chwycił podany mu przedmiot i bezszelestnie ruszył w stronę drzwi.
- Stój! Zginę przecież bez mojej kości żebrowej! - Czarny Pan wił się z bólu i w błagalnym geście wyciągnął rękę w stronę węża, ten jednak zaśmiał się tylko sucho.
- Klejnot odrodzenia zapewni ci życie wieczne - uspokoił go wąż - no chyba, że ktoś go zniszczy ssss...
Kiedy Atheris wypełzł z komnaty król opadł bezradnie na tron i zapadł kamiennym snem.
 Spał kilka godzin, obudził go jednak blask księżyca. Kiedy otworzył oczy i zobaczył panującą dookoła ciemność uśmiechnął się do siebie, dotknął swojej łysej dotąd głowy i wyczuł dwie małe wypukłości przypominające rogi. Pierwszy raz w swoim strasznym życiu poczuł takie szczęście. Po chwili chwycił sztylet leżący na stoliku i ruszył w stronę drzwi.
- Czas się zabawić - mówiąc to wyszedł z komnaty niczym cień wtapiając się w tło, po czym zniknął na oczach pewnej sowy która pohukiwała na gałęzi starego buku.





   

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 4 ~ Wspaniałe uzdrowienie i rozpoczęcie misji ~

 Od sześciu dni Sati nie wychodziła ze  swojego małego i przytulnego domku, który można opisać w jednym zdaniu:
Na przeciwko dużych dębowych drzwi było  okno, a pod nim łóżko,  po prawej stał mały stół z krzesłem do kompletu, a po lewej ogromny oraz stary kominek. Dziewczyna leżała w łóżku, jej ręka była owinięta w bandaże z lnu. Skóra spaliła się kiedy odprawiała rytuał uwolnienia duszy nimfy. Demeter przychodziła co jakiś czas i smarowała jej dłoń różnymi maściami z ziół oraz wymawiała zaklęcia odrodzenia.
- Ile będę musiała jeszcze tutaj leżeć ? - spytała dziewczyna
- Co najmniej tydzień, rana jest mocno skażona.
- Muszę ruszać w podróż!
- Nigdzie się  stąd nie ruszysz, proroctwo może zaczekać, a ze spaloną ręką Czarny Pan złapie cię jak pająk w swoją pajęczynę - ucięła niewzruszona matka. Sati zaczęła się wiercić próbując wstać, jednak każdy ruch ręką sprawiał straszny ból. Na ustach dziewczyny pojawił się grymas , więc ta zrezygnowała z dalszych prób. Kiedy bogini wyszła leżała jeszcze długo nieruchoma i wpatrzona w sufit. Rozmyślała nad tym co mówiła Edende i o tym co się wydarzyło w ostatnich dniach, zastanawiała się co Szakale chcą zrobić z pegazami oraz nad tym czego ma się spodziewać w królestwie ojca, kto ją zdradzi ? Z tego rozmyślania obudziło ją puknie w okno, kiedy spojrzała w tamtą stronę zobaczyła małego ptaszka.
- Strid ! - krzyknęła uradowana
,, Hejka! Wpuścisz mnie ? " Łowczyni nie trzeba było powtarzać dwa razy, szybkim ruchem zapominając o bólu otworzyła okno, a Strid ( jak go nazwano ) wleciał do pokoju i usiadł na pościeli pod którą leżała Sati. Zaciekawiony patrzył na rękę.
,, Co to jest? " - spytał wskazując na bandaż.
- Moja spalona i obolała ręka.
Ptaszek popatrzył na wskazany przed chwilą przedmiot i szybko wyleciał przez okno.
- No i zostałam sama. Znowu....
Jednak już po chwili za oknem zatrzepotały skrzydła i niebiesko - żółty przyjaciel wrócił z Lilią Złotoplicką.
- Gdzieś ty to znalazł !?
,, Mam swoje sposoby " odrzekł dumny z siebie ptak. Sati rozwinęła swoją rękę z bandażu i przeraziła się, ręka wyglądała jak zgniła, dziurki oraz niebiesko - zielone plamy oznaczały, że sprawa jest poważniejsza niż jej się wydawało ale trzeba było zachować zimną krew, wyciągnęła magiczny pyłek z złotego kwiatka i zaczęła obsypywać nim rany. Poczuła szczypanie, jak by stado czerwonych mrówek zaczęło kąsać w jednym miejscu, zacisnęła zęby i zamknęła oczy na szczęście już po chwili ból ustąpił. Kiedy popatrzyła na rękę była zagojona i w dawnej kondycji. Kilka razy poruszyła nią wzięła bandaż i ruszyła w stronę drzwi, mały urwis poleciał za nią i usiadłszy jej na ramieniu rzekł:
,, A ty gdzie się wybierasz ?  "
- Idę zwołać naradę łowczyń oraz przygotować najszybsze konie w wiosce, gdyż przeznaczenie czekało już wystarczająco długo.

                                                                         ...
 Zebranie odbyło się wieczorem w lesie. Dziewczyny zebrały się w tajnej jaskini o której nikt nie miał pojęcia. Na środku było szesnaście krzeseł i jeden duży stół, podłoga tak samo jak ściany i sufit była kamienna, po prawej stronie od wejścia stała ogromna szafa z książkami, a po lewej leżało pełno siana służącego jako łóżka. Uboga ale bardzo praktyczna baza łowczyń, często służyła jako schronienie przed zimnem, kiedy polowały na zwierzynę i nagle rozpętała się wichura.
- Zwołałam to zebranie gdyż uważam, że powinnam się z wami podzielić pewną informacją - zaczęła dowódczyni. - Kiedy składaliśmy Edende róg powiedziała co mnie czeka, długo się zastanawiałam i uznałam, że powinnyście wiedzieć - tu zrobiła pauzę.
Wszystkie oczy były skierowane na nią, nikt nie śmiał się odezwać, cisza która zapadła w jaskini przyprawiała o dreszcze.

 Słychać było jak na polu wieje wiatr a sosny uginają się pod jego siłą, skrzypiały jak by błagały o litość. Wszystkie zwierzęta ukryły się w swoich norach a ostatnie promienie słońca znikły za horyzontem, pogrążając wszystko w ciemnościach. Pierwsze krople spadły na ziemię niczym łzy małej dziewczynki, po czym wielka tafla wody jak by ktoś opróżnił wiadro spadła na świat ograniczając pole widzenia do czubka własnego nosa.

- Cytuję słowa - zaczęła powoli - ,, Idź na wschód ku morzu wielkiego, pod wodą znajdziesz królestwo ojca swego, tam zdrady doznasz kogoś kto druhem cię zwie i na złą drogę naprowadzi cię, znajdziesz pół boga zbuntowanego który zechce obalić Wielkiego " 
 Wszyscy trwali w zadumie nie wiedząc co to morze znaczyć.
- Powiedziałam wam to w największej tajemnicy, chcę żebyśmy się nad tym zastanowiły.
- ,,Idź na wschód ku morzu wielkiego" to pewnie znaczy, że pierwsze kroki powinny być skierowane na wschód w kierunku morza - powiedziała Klaris
- ,, pod wodą znajdziesz królestwo ojca swego " jest raczej jednoznaczne gdyż twoim ojcem jest Posejdon - odezwała się inna.
- Na razie było łatwo, ale niepokoją mnie te słowa ,, tam zdrady doznasz kogoś kto druhem cię zwie, i na złą drogę naprowadzi cię "gdyż każda z was jest jak moja siostra, a ostatnie słowa oznaczają... -
Nagle wielka błyskawica uderzyła nie opodal jaskini, słychać było dźwięk łamiącego się drewna i przeraźliwy gruchot starej sosny która została rażona śmiertelnym szczałem i z hukiem runęła na ziemię.

 Kiedy zaczęło się przejaśniać łowczynie rozeszły się, każda w swoją stronę. Postanowił, że wędrówkę rozpoczną za sześć dni. Za sześć dni miały opuścić wioskę po kryjomu, nikt nie mógł się dowiedzieć o ich wyprawie. Musiały przygotować konie prowiant oraz broń, jednakże było ograniczenie ładunku by nic nie podejrzewali podróżujący kupcy. Sati wybrała drogi które głównie prowadzą przez zarośla, co oznaczało, że podróż zajmie więcej czasu. 

,,Grunt to bezpieczeństwo misji oraz moich sióstr "- pocieszała się.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 3 ~ Czarny Pan ~

 Łowczynie obudził poranny deszcz, była cała mokra, ale nie przejmowała się tym, wzięła łuk i ruszyła z powrotem do wioski. Było bardzo cicho, żaden ptak nie śpiewał tylko w trawie słychać było świerszcze a z bagien dochodził rechot żab. Gęsta mgła utrudniała widzenie, a pomruki jakiegoś śpiącego zwierzęcia przyprawiały Sati o dreszcze.
  Nagle usłyszała znajomy głos :
,, Pani moja ! Tutaj jestem " - dziewczyna gwałtownie się odwróciła i zobaczyła swojego Pegaza.
- Mrok ? Co ty tu robisz ? Czemu nie jesteś w wiosce ? - mówiła zirytowanym głosem, ale w głębi duszy cieszyła się na jego widok.
,, Poleciałem na łąki Apolla do innych pegazów, a tam była jakaś rzeź ! Po polanie biegały Szakale, niektóre pegazy wiązali sznurami i pakowali do wozów, a te co były słabe zabijali ! " - pegazowi głos się załamał i poleciały pierwsze łzy. Rana na lewej nodze z której lała się krew oznaczała, że ledwo uszedł z życiem. Sati przyłożyła palce do zakrwawionego miejsca i starła się zatamować krwotok. Wyjęła buteleczkę z łzami jednorożców którą zdobyła na jednej ze swoich przygód i przemyła nimi ranę która, automatycznie zaczęła się zrastać
- To okropne ! Musimy lecieć do wioski by ich o tym powiadomić ! - mówiąc to wsiadła na Mroka, a ten poszybował ku niebu.

                                         . . .

 Tym czasem wszyscy osadnicy zgromadzili się wokół Demeter. Khor leśny troll przyniósł na rękach martwą nimfę. Tam gdzie dawniej biło jej serce widniała czarna dziura pokryta wrzącym czarnym kwasem, jej błękitne oczy były otwarte i nieruchome, jak reszta niebieskiego niczym tafla wody ciała, usta wyrażały grymas bólu który tak szybko zamordował. Koło bogini stały przyjaciółki Kierry zalane łzami. Nagle obok z stowarzyszenia wylądowała Sati.
- Co się stało ?
- Wojska Czarnego Pana zaatakowały ją jak wracała do domu. - powiedziała Skejda załamującym się głosem.
Wszyscy zamilkli, a ptaki na rozkaz Demeter śpiewały najpiękniejsze pieśni żałobne jakie znały. Po chwili łowczynia zaczęła opowiadać co widział Mrok na łąkach Apolla.
- Potworność ! Jak on mógł to zrobić ! - krzyczała Demeter - Niech go diabły wezmą ! Niech spłonie na stosie swoich grzechów ! - rzucała przekleństwami i dopiero po chwili doszła do siebie.
- Dusza nie umiera...- powiedziała nagle Klaris.
- Co ?
- Pani moja zrób to co zrobiłaś z Białym Jeleniem ! Uwolnij duszę Kierry! - zwróciła się do Sati.
Ta przyklękła obok nimfy i ją pogłaskała, dotknęła miejsce w którym kwas wypalił łuski i zaczęła wypowiadać niezrozumiałe słowa :

                             Kriki sewits miriol kresko hakit
                             mior szwedra mrasko temre
                             gajke hefoti formusus krey

Nimfa utworzyła buzię, a z niej uniosła się złota para, zaczęła nabierać kształtów. Kiedy wyglądem przypominała opuszczone przed chwilką ciało pobiegła w stronę lasu i znikła między drzewami.
Dziewczyna spojrzała na swoje ręce:
krwawiły, były pokryte smołą która dosłownie wypalała dziurki w ciele.
- Przemyjcie jej ręce mlekiem - powiedział Khor - mleko zatrzyma proces rozkładu.


niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 2 ~ Ivan ~



 Sati wyszła z swojego domku mieszkalnego i wciągnęła w swoje płuca poranne wiosenne powietrze, na trawie było widać rosę, a pewna pszczoła zbierała nektar. Nagle na werandzie usiadł ptaszek, miał niebieski brzuszek i żółte skrzydła. Przyglądał się łowczyni jak by nie mógł zrozumieć, czemu stoi i nic nie robi ?
- Co tak się na mnie patrzysz ?- Sati umiała rozmawiać ze zwierzętami. Oszołomiony ptak prawie się przewrócił ze zdziwienia, ale po minucie doszedł do siebie.
,, A co nie mogę ? "- zrobił głupią minę i wystawił język
- Zadziorna bestyjka z ciebie, nazwę cię Strid - łowczynia uśmiechnęła się, a ptaszek wylądował na jej ramieniu. Zaczął bawić się jej długimi czarnymi włosami, podczas gdy ona rozmyślała nad słowami Edende.
- Sati ? - dziewczyna odwróciła się i zobaczyła Ivana - Co robisz ?
- Myślę.
- A może chciałabyś się przejść ze mną po plaży ?
- Nie.
- To może do Lasu ? Pokazałbym ci miejsce gdzie są najsłodsze truskawki.
- Chcę zostać sama - Ivan ruszył z powrotem do swojego domku, przystanął jednak na schodach mając nadzieję, że Sati się do niego odwróci. Nie zrobiła tego. Ivan był silnym młodzieńcem w wieku Sati, niesamowitą urodę odziedziczył po swojej matce Afrodycie. Jego krótkie rude włosy przypominały miód, a zielone niczym las oczy były pełne przygód. Na ramieniu miał znamię w kształcie Miecza co oznaczało, że jest urodzonym wojownikiem. Sati też miała znamię, było ono na policzku i przedstawiało łuk Teukrosa, co oznaczało, że jej przeznaczeniem jest łucznictwo.
,, Czemu go spławiłaś ? On jest przecież przystojny ! - ptak  niczego nie rozumiał.
- To nie oto chodzi. Łowczynie nie kochają mężczyzn, gdyż nasze serca dla nich nie biją.

 Dziewczyna, zeszła z werandy i ruszyła w stronę lasu. Wszyscy paczyli jak znika między drzewami, ale nikt nie starał się jej zatrzymać, gdyż tak czy siak by jej nie zatrzymali. Kiedy doszła do rzeki zatrzymała się i usiadła. Tafla wody falowała i co chwila wynurzały się z niej zaciekawione wróżki wody, jedną łowczynia złapała za skrzydło, ale szybko tego pożałował, gdyż ta zatopiła w jej skórze swoje ząbki, które w brew pozorom są bardzo ostre.
 Zapadał zmrok ale Sati nie miała zamiaru wracać, postanowiła spędzić noc w lesie, z dala od huku, krzyków i Ivana. Noc była ciepła, a na niebie było widać pełno gwiazdozbiorów. Wróżki muzyki były pewnie gdzieś niedaleko, bo łowczynia słyszała melodię którą tak dobrze znała, a jednak nie pamiętała jej
    anmiz con ałpeic con con ikyzum awtra asora u puts awerzd u wółg a dzaiwg an eibein ynoilim ymzseic eis aliwch…

Powtarzała sobie słowa, aż w końcu zasnęła.

Rozdział 1 ~ Edende i Jezioro Życia ~


Sati siedziała w pokoju przed kominkiem, ubrana w ciepły płaszcz z łukiem i kołczanem pełnym strzał. Gotowa do wyjścia, czekała.
,,puk, puk "
- Sati ? Łowczynie czekają na zewnątrz - powiedziała Lan jedna z łowczyń.
- Dobrze. Dzisiaj polujemy zgodnie z tradycją…- dziewczyna wstała i ruszyła ku drzwi - na Białego Jelenia.

Kiedy wyszły z domku, na zewnątrz czekały łowczynie. Noc była ciemna jak popiół w zgaszonym kominku, siedząca na drzewie sowa co chwila pohukiwała.
Nagle z ciemnej otchłani wynurzył się czarny pegaz Mrok. Sati podeszła do niego, szepnęła mu coś na ucho, po czym usiadła na jego grzbiecie i chwytając się ciemnej grzywy krzyknęła.
- Wio ! Pamiętajcie, że na złapanie jelenia mamy tylko jedną noc, kiedy wzejdzie słońce zamieni się w dym.

Galopowały przez dobre trzy godziny, aż w końcu znalazły się nad strumieniem. Tam rozdzieliły się na 4 grupy. W każdej grupie były 4 osoby tylko Sati polowała sama. Zresztą zawsze poluje sama, nie lubi być ograniczona zasadami innych. Bardzo często podróżuje i nikt nie wie gdzie, czasami nie ma jej dniami, tygodniami, miesiącami. Zatrzymała się, w krzakach coś się ruszało. Napięła cięciwę i czekała na odpowiedni moment. Usłyszała jak jeleń przygotowuje się do skoku.
Ręce jej drarzały ale nie traciła zimnej krwi. Nagle zwierzę rzuciło się na nią ! Wypuściła strzałę i ….
Trafiła jelenia prosto w serce. Po chwili przybyły łowczynie, gdyż usłyszały krzyk swojej pani. Stworzenie którego piękne białe futro byłe pokryte kropelkami krwi, nie żyło. Sati pocałowała go w pyszczek i pogłaskała jego głowę, z jej oczu popłynęły łzy. Gdy skończyła wypowiadać jakieś niezrozumiałe słowa z nozdrzy jelenia zaczęła wylatywać złota mgła, nabierała kształtów w końcu wyglądała tak samo jak przed chwilą zabite zwierzę. Podeszła do swojego ciała, powąchała je, po czym zaczęła galopować do wschodzącego słońca. 
 - Zwierzęta nie umierają, umiera tylko ciało - powiedziała Sati - Dusza Białego Jelenia szuka teraz nowego ciała, a za rok wróci tu by się go pozbyć.
- Czy twoja Matka Demeter, da mu nowe ciało - spytała Klaris.
- Tak. Moja Matka daje życie wszystkiemu, jak i śmierć. Jest to kolej rzeczy.
 Wzięła zdobycz i odcięła swoim nożem róg, rozpaliła ogień by upiec jelenia.
Był to jeden z rytułaów łowczyń.

                                                  ...



 Kiedy słońce było już wysoko na niebie dziewczyny wróciły do wioski. Wszyscy byli pochłonięci swoimi obowiązkami, Demeter wraz z wróżkami ziemi sadziła zborze. Sati wyszczeliła strzałę prosto w słońce, a one momentalnie ukryło się za chmurami. Zdziwieni osadnicy po paczyli na dziewczynę, a kiedy zobaczyli Róg Białego Jelenia przypięty do pasa, uklękli.
- Witaj córko - Demeter jedyna nie uklękła- widzę, że zgodnie z tradycją przyniosłaś Róg Białego Jelenia - wszyscy zamilkli, nawet ptaki przestały śpiewać, jak by cały świat czekał na to co będzie dalej.
- Dobrze wiesz matko, że zawsze wracam z Rogiem. Czyż zwątpiłaś we mnie ?
- Nie - powiedziała bogini, a jej twarz przestała być taka sroga - wiesz, że zawsze w ciebie wierzyłam. Proszę  o uwagę! Zgodnie z obyczajem, mamy 40 dni by dojść do Jeziora Życia. W ofierze dla Edende złożymy święty róg, a ona wyzna prawdę która nas czeka. 

 Po tych słowach wszyscy rzucili rzeczy którymi przed chwilą byli tak zajęci. Zaczęli pakować prowiant i  ubrania, pod czas gdy łowczynie oszczyły miecze oraz szczały, przygotowywały konie do dalekiej wędrówki i cerowały dziury w swoich kołczanach.

 Wyruszyli jak Helios bóg słońca zniknął na horyzoncie. Całą noc maszerowali, a łowczynie dbały o ich bezpieczeństwo. Nad ranem Sati wróciła z kawałkiem drzewa. Wyglądało jak kora ale było pokryte dziwną czarną mazią. Demeter szybko przybiegła jak usłyszała co się stało.
- Matko, co to jest ? 
- Myślę, że to czarna  magia. Ona niszczy wszystko co spotka na drodze.
- Ale skąd się tu wzięła ? Zabiłam Czarnego Pana! To nie możliwe żeby się odrodził.
- Sati, wszystko jest możliwe. Musimy jak najszybciej dotrzeć do Edende. Ja, nie umiem wyleczyć tej zarazy, jeśli to COŚ się rozprzestrzeni, nasz świat czeka zagłada. Demeter mówiła tak poważnie, że wszyscy się wzdrygnęli. Później każdy dostał po kawałku upieczonej sarny do zjedzenia i ruszyli w dalszą drogę. 

Czterdziestego dnia dotarli nad Jezioro Życia. Nimfy biegały jak oszalałe, nie zauważyły nawet, jak Demeter staje na czele grupy.
- Nimfy! Czyż nie poznajecie mnie ?! Mnie, Demeter! Bogini urodzaju !
- Wybacz wasza wysokość, ale czarna magia sprawia, że nimfy są coraz słabsze. Ginie życie, giniemy i my - powiedziała Kierra, jedna z nimf po czym pobiegła dalej. 
- Przyszliśmy do Edende - w głosie Sati nie było ani nutki strachu.
Nagle  woda w jeziorze zabulgotała, na dotąd niebieskiej gładkiej jak szkło tafli wody pojawiła się biała piana. Wielka postać wyłoniła się z dna. Wszyscy uklękli na jej widok, w jej wyglądzie było coś strasznego. Nie miała ust, jej oczy nie miały tęczówki ani źrenic, włosy były tak długie, że większość została w głębinach.

 W tym roku to Sati miała złożyć róg i chociaż bardzo starała się to ukryć wszyscy widzieli, że się boi. Podeszła powoli i włożyła róg do jeziora a on zaczął płynąć ku wyroczni, aż nagle znikł.
,, Sati, córko Demeter i Posejdona, czego chcesz się dowiedzieć. Pamiętaj, że masz tylko jedno pytanie " głos Edende rozbrzmiał w głowie Łowczyni. Nie miała pojęcia o co spytać. Czy o czarną magię którą napotkała w Wielkim Lesie ? A może  o swoje przeznaczenie ? Chciała też wiedzieć czy zobaczy swojego ojca.
- Jakie jest moje przeznaczenie?
Oczy wyroczni stały się jeszcze bielsze co przyprawiło wszystkich o dreszcze.
,, Idź na wschód ku morzu wielkiego, pod wodą znajdziesz królestwo ojca swego, tam zdrady doznasz kogoś kto druhem cię zwie i na złą drogę naprowadzi cię, znajdziesz pół boga zbuntowanego który zechce obalić Wielkiego " po tych słowach Edende zniknęła w otchłani jeziora.
Wszyscy dopytywali się co usłyszała od Królowej Nimf, ale ona nic nie zdradziła. Ruszyli z powrotem do wioski, podróż zajęła im 38 dni, tym razem nie znaleźli nic niepokojącego. Sati jednak nie wiedziała czy to dobrze, czy źle.