Klaris oparła się plecami o drzewo które
stało za nią, kręciło jej się w głowie, próbowała pozbierać myśli. Wzięła dwa
głębokie wdechy i otworzyła oczy, ojciec cały czas na nią patrzył. Kilka razy
otworzyła buzię by coś powiedzieć jednak po chwili ją zamykała. Brakowało jej
słów. Nagle zerwał się wiatr i usłyszała jakieś słowa, głos wydawał jej się
znajomy, zimny i straszny, przyprawiał o dreszcze. Mało czassssu, mało
czasssu - szeptał. Kaliptrot najwyraźniej też to usłyszał, ponieważ
wstał z miejsca i podbiegł do dziewczyny. Klaris szybko sięgnęła do noża,
niestety silna ręka chwyciła ją za nadgarstek uniemożliwiając atak. Ojciec
spojrzał jej prosto w oczy.
- A więc ? - odparł trochę za ostro. Łowczyni
milczała, mierzyli się wrogim wzrokiem. Mężczyzna mocniej ścisną
rękę, i natarczywie się w nią wpatrywał,
jego wzrok niczym macki sięgał do jej wnętrza, starała się przezwyciężyć próbę
której została poddana, zamknąć się przed nim, żeby niczego z niej nie
wyczytał. Tyle razy ćwiczyła to w obozie, tyle razy słyszała ,, jeszcze raz ”,
iż tym razem nie miała zamiaru się poddać. Odparła twardym oraz niewzruszonym
głosem.
- Nie mogę wyjść za mąż
- C... co ? – Sakree był zmieszany, córka
postanowiła wykorzystać jego zdezorientowanie.
- Nie mogę wyjść za mąż ponieważ wyparłam się
miłości do mężczyzn, jestem łowczynią- powiedziała pewna siebie. Kaliptrot
cofnął się kilka kroków, miał mord w oczach, jednak było tam coś jeszcze, bardzo niespotykane uczucie,
które żadko pojawia się u ludzi cienia - strach. Zaczął
się kurczyć i po chwili znów był trzy metrowym wężem, wił się w stronę zarośli
zanim jednak całkowicie w nich znikł odwrócił się.
- Jeszcze zmienisz zdanie ! Sssssss...- Klaris długo nasłuchiwała po czym
ciężko westchnęła i ruszyła w dalszą drogę. ,, Tym razem, choćby nie wiem co,
nie zatrzymam się"- myślała. Słońce
już powoli wstawało, a świerszcze ustąpiły swoje miejsce ptakom.
...
Sati galopowała na pegazie. Pędziła niczym
burza, śmiejąc się przy tym. Krajobraz ciągle się zmieniał, lasy, łąki. Pędziła
do przodu, sama nie wiedziała po co. Chciała się oderwać od wioski, tłoku i
tych wszystkich spraw które miała na głowie. Zatrzymała się obok niewielkiej
rzeki. Piękny zapach świerków, śpiew ptaków i cichy szum wody - tak, to było
coś czego potrzebowała.
,, Ale tu pięknie !"- usłyszała jak Mrok
wzdycha za jej plecami. Musiała mu przyznać rację. Świeża zielona trawa na
której gdzieniegdzie wyrastały kwiaty, czysta i przejrzysta woda w strumieniu
oraz promienie słońca przedzierające się przez liście drzew sprawiały,
że poczuła się bezpiecznie, jak by znowu była małą dziewczynką. Przysiadła
obok strumienie i zanurzyła w nim dłoń by się napić. Woda była zimna dzięki czemu przyniosła ukojenie spragnionej
łowczyni. Pod powierzchnią pływały małe kolorowe
ryby, na pierwszy rzut oka wyglądały zwyczajnie, jednak Sati zauważyła w
nich coś nienaturalnego. Były niespokojne. Płynęły szybko, jakby przed czymś
uciekały. Po drugiej stronie strumienia wylądował ptak. Był to kruk. Czarne
pióra błyszczały w słońcu. Bacznie badał otoczenie. W pewnym momencie zatrzymał
wzrok na dziewczynie, jego
ślepia błysnęły zadziornie, dziewczynie wydawało się,
że chce coś jej powiedzieć. Nagle usłyszała szelest liści i
jakieś przekleństwa, ptak odwrócił łebek w stronę z którego dobiegał dźwięk, po
czym odfrunął spłoszony. Sati wzięła głęboki wdech, niechętnie wstała z miejsca
oraz podeszła do wierzby stojącej nieopodal i
odchyliła liście.
- Co tu robisz ?-spytała z wyrzutem. Z zarośli
wyszedł Ivan, cały był oblepiony błotem.
Gałązki drzew sterczały z jego miodowych włosów, a na skórze miał liczne
zadrapania.
- Heh, no
popacz, zawsze mnie wyczujesz, czyżby to było przeznaczenie ? – poprawił lśniące
włosy przybliżając się do dziewczyny.
-Raczej twoja niezdarność- prychła Sati – czego chcesz ?
- Piękne miejsce, jak je tu znalazłaś ?-
wojownik rozglądał się dookoła wdychając zapach świerków, delektował się nim
jak najlepszym winem, dziewczynę zirytowało to odwlekanie odpowiedzi.
- Mów czego chciałeś, albo wracaj do
wioski i nie zawracaj mi głowy- Ivan milczał, próbował pozbierać myśli.
- Do wioski przybyły cztery nieznane
kobiet, nikt z osadników ich nie zna - tu zrobił pałzę i spojrzał na dziewczynę,
ta miała obojętny wyraz twarzy, jakby powiedział jej właśnie, że pszczoły
bzyczą.
- Powiedz im, że nie mam czasu- Sati
już miała się odwrócić kiedy chłopak chwycił ją za nadgarstek.
-One chcą z tobą
porozmawiać - spojrzał jej prosto w oczy. Było w nich coś co chciał bardzo
ukryć. Strach. To zaniepokoiło łowczynię. Bez słowa wyrwała się z uścisku i
ruszyła w stronę pegaza. Ten
potajemnie skubał zieloną trawę, a kiedy zobaczył swoją panią niechętnie
zaprzestał swojej czynności. Dziewczyna wsiadła na rumaka, po czym odwróciła
się do Ivana z zapytaniem.
- Dasz rade wrócić do wioski ?
- A co ? Boisz się, że będziesz
tęsknić-uśmiechnął się i odruchowo poprawił włosy.
- Nie. Po prostu w ogóle nie umiesz
poruszać się po lesie – rzuciła, po czym zaczęła galopować w stronę wioski.
Kiedy zniknęła pomiędzy drzewami zawiał mocny wiatr. Czarny kruk wylądował obok
wojownika, jego dziób zalśnił w słońcu. Nagle chłopaka przeszedł dreszcz, w
ptaku było coś nie spotykanego. Mówi
się, że oczy są odbiciem duszy. W oczach kruka można było zobaczyć śmierć i w
pewnym sensie żal do świata. Zatrzepotał skrzydłami i głośno zakrakał.
Powietrze stało się ciężkie, gęste jak miód, trudno było się w nim poruszać.
Zapanowała cisza. Ivan popatrzył do góry, a tam nagle pojawiło się stado
czarnych ptaków. Swoimi ciałami zakryły
słońce a swoje dzioby skierowały w stronę wojownika. Otworzył szeroko buzię i
nie zastanawiając się dłużej pobiegł w stronę wioski. Biegł i biegł, a czarna
chmura płynęła za nim po niebie, jakby byli połączeni sznurkiem. „Nie mogę tak biec ! Zaprowadzę to coś do
wioski ” myślała gorączkowo. Nagle zatrzymał się na dużej łące. Stanął
wyprostowany bacznie przyglądając się nadciągającym ptakom. Czarna chmura
zaczęła krążyć wokół niego tworząc coś na kształt tunelu. Ostre dzioby raniły
wojownika. Ten jednak zdążył już wyciągnąć miecz i walczyć jak przystało na
mężczyznę. Zamęt jaki panował w ,, tunelu ” był niesamowity. Wiatr utworzony
przez skrzydła ptaków sprawiał iż wydawało się, że zaraz wzniesiesz się ku
niebu. Co chwila jakiś ptak z wielką agresją wskakiwał mu na plecy wbijając
szpony w jego skórę. Nagle przed oczami
ukazała się mu twarz bladego mężczyzny z niewielkimi rogami. Ten obraz trwał
nie dłużej niż trzy sekundy, zaraz zniknął jak wszystko wokoło. Była tylko
ciemność.
...
Od autorki : Przepraszam, że rozdział
taki krótki i tak późno go wstawiłam. Miałam problemy z komputerem a później po
prostu o nim zapomniała :P. Chciałam napisać dłuższy, ale mogłabym was
niechcący zanudzić pewnymi rzeczami które są ważne i potrzebują własnego
rozdziału ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz